Lunchboxy do pracy |
Kolejny Bento Prep z mocnym naciskiem na niemarnowanie żywności i wykorzystanie kuchennych zapasów. Miękkie jabłka z już pomarszczoną skórką, obeschnięta żurawina, zwiotczała marchewka i seler naciowy- te wszystkie produkty wylądowały w dzisiejszych pudełkach. Mam świadomość tego, że w wielu kuchniach te rzeczy po prostu wylądowałyby w koszu. A niepotrzebnie, bo o ile dany produkt nie jest popsuty (zgniły, spleśniały itd.), to w dalszym ciągu nadaje się do spożycia. Wystarczy mieć na niego pomysł.
Jabłka przerobiliśmy na pyszny mus z cynamonem i żurawiną. Ta ostatnia po wrzuceniu do gorących jabłek zrobiła się mięciutka. Nawet skórki przerobiliśmy na małą porcję owocowego kompotu. Miękkie warzywa wykorzystałam do sosu, ale równie dobrze można by dorzucić je do kotletów warzywnych lub zupy. Wykorzystaliśmy także mrożone wcześniej buraki, zapasy suszonej fasoli (która po ugotowaniu trafiła do zamrażarki do czasu kolejnego Bento Prepu). W naszych kuchennych szafkach robi się coraz luźniej, a z portfela nie ubywa tak wiele, jak dotychczas.
Na obiad chili z fasolą, marchewką i selerem plus kasza jęczmienna. Chili każdego ranka zagotowujemy, pakujemy do termosu (dokładnie tego termosu Stanley).
25 komentarzy
Pyszne jest zawsze bento w Twoim wykonaniu. Mniam!
Ależ to smakowicie wygląda.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Taki ryż z jabłkami będę musiała w końcu zrobić, bo już od kilku dni mam go w planach 😀 A co do marnowania jedzenia to ja w zeszły weekend robiłam przegląd szaf i znalazłam mnóstwo rzeczy o których zapomniałam. Najwięcej makaronów i kasz, więc teraz nie kupuję, tylko wyjadam co mam 😉
U mnie najwięcej jest własnie makaronów. Na razie sobie leżą i czekają na swój czas, bo póki co eksperymentalnie odstawiłam na jakiś czas gluten.
Ja mam w większości makarony bezglutenowe (m.in kukurydziany, z grochu, z komosy czy z ciecierzycy), pszennych nie kupuję od dłuższego czasu. I też niedawno robiłam eksperyment z odstawieniem glutenu 😉
U mnie pszennego makaronu zostało sporo. To w sumie chyba jeden z nielicznych produktów z pszenicy, jaki jadam. Ostatnio jakoś tak nieplanowanie wyszło, że w ogóle nie mam w diecie pszenicy. Przez całe dwa tygodnie zjadłam może 100 g owsa, który może być zanieczyszczony przez gluten i to w sumie byłoby na tyle.
Makaronów bg kupiłam ostatnio kilka paczuszek w Lidlu (z grochu, fasoli i z ciecierzycy). Na razie próbowałam tylko tego ostatniego. A jak u Ciebie wypadł eksperyment?
Skomplikowanie, nie doszłam jeszcze do jednoznacznych wniosków… Płatków owsianych akurat nie odstawiałam, mam bezglutenowe.
Ogólnie mam bardzo suchą skórę i łączę to z pszenicą – gdy jej nie jem, jest mniej sucha. No i czasami robi mi się taka mała plamka na twarzy, jakby alergiczna i próbowałam dojść od czego to. Odstawiłam gluten na tydzień i dopiero ostatniego dnia zeszła. Potem jadłam bułki orkiszowe (zawierały też mąkę pszenną) i wafle orkiszowe i się nie pojawiła, a w zeszłą sobotę jadłam herbatniki i już ją mam, z tym że w tym samym czasie zaczęłam jeść też kukurydzę (makaron i wafle) i teraz tak myślę, że może to wszystko sprawka kukurydzy 😀 Podejrzewałam też soję, masło orzechowe, sezam i kokos, ale to chyba nic z tych rzeczy. Muszę więc dalej eksperymentować 😉
Dojście do tego, co uczula nie jest prostym zadaniem (wiem niestety z doświadczenia). Takie plamki są często od nabiału (ale Ty jesz go przecież bardzo rzadko). U Połówka było podobnie, dopiero po odstawieniu mleka i niefermentowanego nabiału się poprawiło. Myślę, że warto byłoby na dłużej odstawić gluten i obserwować, bo tydzień to może być zbyt krótko. W temacie suchej skóry- bardzo często winne są tutaj zaburzenia hormonalne.
Aż tak rzadko to nie, bo kilka razy w tygodniu (zazwyczaj 2 – 3) jem jogurt, ale to nie od tego. To jest taka jedna plamka, złożona z kilku takich miniaturowych krostek, trudno to zobaczyć jak się nie wie gdzie patrzeć. Muszę spróbować odstawić gluten na dłużej, a w międzyczasie poeksperymentować w innym jedzeniem, ale nie zawsze mi się tak udaje, zwłaszcza gdy nie jestem u siebie w domu.
Być może, ale w moim przypadku widzę ewidentny związek z pszenicą (jak np. jestem w hotelu w którym codziennie rano jem cieplusie pszenne bułeczki, to po kilku dniach skóra osiąga apogeum suchości :D), poza tym mam sporą niedowagę i to też może być przyczyna ;/
Hummus z buraka wygląda świetnie, jestem ciekawa jak smakuje 🙂
ryż z jabłkami, ale teraz mam na niego ochotę, już dawno nie jadłam tego połączenia:)
Brawo, jesteś świetnie zorganizowana 🙂 świeże produkty raczej zużywam na bieżąco, najczęściej przeterminowują się u mnie różne rzeczy w słoikach, jak koncentrat pomidorowy, musztarda itp. 🙂
Przy tego typu produktach, o których wspominasz, warto przymknąć oko na datę ważności. One po dacie mogą po prostu zmienić troszkę konsystencję, wygląd itp. Najlepiej ocenić organoleptycznie, czy nadają się do spożycia.
No i teraz mam smaka na taki ryż z jabłkiem <3 Oj chyba sobie zrobię 😀
Hummus z burakiem ma cudowny kolorek 😀 Nigdy takiego nie jadłam, ciekawe czy by mi ta wersja posmakowała, bo za burakami nie przepadam, ale za to hummus uwielbiam 😀 Bardzo chętnie zjadłabym za to chili z fasolą i kaszą 😀
Ten humus z burakami musze zrobić, juz widziałam taki przepis ale jeszcze nie robiłam tego 🙂 a ryz z jabłkami uwielbiam i często go jadam 🙂
Jesteście bardzo pomysłowi z tym wykorzystywaniem resztek 😀
Do mnie przemawia chili z fasolą!
Świetne wykorzystanie kuchennych zapasów 🙂
Ale mi narobiłaś ochoty na chili fasolą 🙂 Z chęcią zrobię w tym tygodniu 😀
Hummus z burakiem – ciekawa jestem jego smaku 🙂
Pyszne propozycje kochana, uwielbiam takie dania. A ryż z jabłkami kocham 🙂
ostatnio też przerabiam co znajdę po szafkach, w zamrażarce itd 🙂
Nie mogę się napatrzećna ten hummus z burakami. Widzę go po raz kolejny i aż ślinka cieknie 🙂 plan na "za 2 tygodnie" – spróbować go! (za dwa, bo "zapasy" nadal za duże :D)
Kolor tego hummusu jest przepiękny 🙂
Ten kolor hummusu z burakiem <3 BAJKA wręcz 🙂
Miękkie jabłka z już pomarszczoną skórką, obeschnięta żurawina, zwiotczała marchewka i seler naciowy – to nie brzmi apetycznie. Instynkt nas nie myli, bo zwiędłe warzywa i owoce mają znikome wartości odżywcze, utraciły większość witamin.
Dlatego lepiej wyrzucać. A na przyszłość kupować małe ilości do zjedzenia na raz.
Dla mnie na tym polega idea zero waste, na odżywianiu się superświeżymi i pierwszorzędnej jakości produktami.
Kupuję wszystko świeże na jeden, góra dwa dni. W ten sposób bardzo łatwo opanować marnotrawstwo, w ten sposób je się sezonowo.
Czemu nie kupić dwóch pięknych jabłek zamiast 2 kilogramów jabłek drugiej jakości i czekać aż obeschną? Taki sposób planowania posiłków ma także taką zaletę, że jemy to na co dziś mamy ochotę, a nie co sobie zaplanowaliśmy tydzień temu. Warto słuchać instynktu.
Nie mrożę, nie schładzam i nie odgrzewam. A co do termosu, jest to bardzo kiepski pomysł gdyż po osiągnięciu w termosie niższej temperatury, lawinowo namnażają się bakterie, ponadto następuje znacząca utrata wartości odżywczych (zupełnie tak, jakbyśmy przez kilka godzin podgrzewali jedzanie).
Sama idea lunchboksów wydaje mi się taką idee fixe. Wieczorne szykowanie, poranne wstawanie, wszystko kręci się wokół jedzenia.
Polecam osobiście, zjeść świeże, sycące śniadanie typu angielskiego w miłym towarzystwie w domu (zamiast porannego gotowania fasoli), które syci na cały dzień. Na przykład jajka na bekonie, świeże chrupiące pieczywo.
Po takim śniadanku gwarantuję, że do końca pracy nie będziecie głodni. A w ogóle to jedzenie w pracy. Rzadko kiedy są przyzwoite warunki do tego. Trochę dla mnie to krępujące. Wieczorem zjeść porządny dinner, świeżutko ugotowany i sprawa załatwiona.
Dobrym pomysłem jest także wychodzenie na ciepły lunch do sprawdzonego punktu gastronomicznego jeśli mamy takie możliwości .
Ale za nic noszenie boksów z zimnym jedzeniem ugotowanym wczoraj albo jeszcze wcześniej. Ewentualnie mogłabym wziąć do pracy owoc.